niedziela, 19 marca 2017

"Bez polskich znakow"czyli teksty na bezdrozach.

Droga Sw.Jakuba
Pontevedra – padron, cz.9
             Nie pisze o miejscach,zostawiam historie,niejednokrotnie wazna dla odwiedzanego miasta czy miasteczka.Moje opisy sa bardzo pobierzne,ale to z tego względu na to,ze staram się skupiać na danych odczuciach ,z konkretnej chwili.O Porto czy Santiago de Compostella napisano cale tomy publikacji, po co wiec marnować uwagę czytelnika na karty dziejow tych miejsc skoro to co ważne dzieje się w nas samych.Poza tym w zasadzie zajmuje się przedstawianiem historyjek w postaci nastepujacych po sobie ilustracji(wielu nazwie to uprawianiem komiksu,ale upieram się ,ze określenie opowieść graficzna nieraz bardziej pasuje, zwazywszy na fakt o czym jest historia,która rysuje)
             Nie rozwinalem w opisie samej drogi pomiędzy odcinkami,a przecież ona jest wazna.Nieraz jest to po prostu iscie same w sobie.Czasem wypelnione wspominaniem momentow z zycia,rozmowami z ludzmi czy odtwarzaniem napotkanych sytuacji.Jesli ktoś się spodziewal wybujałych w szczegółach oszalamiajacych nakreslen cudow przyrody napotkanych na szlaku rodem z Krzyzakow Sienkiewicza,to się myli.Owszem.Przyroda potrafi zaskoczyć swym pięknem,ale wielokrotnie mamy w myślach wygląd zapuszczonych wsi i nieprzyjaznych widokow.Takich,które sprawiają,ze człowiek ma ochote po prostu znaleźć się z powrotem w domu przed laptopem i wlaczajac go nakarmić się czyms bardziej pozytywnym na ekranie.Takimi miejscami bywaly opuszczone fabryki z zardzewiałymi kanistrami po benzynie,straszącymi swymi  szkieletami budynkami kompleksow przemyslowych dawno zapomnianymi.Zastanawialo mnie czemu szlak idzie tedy?Nieraz przechodzilo sie przez malowniczy zagajnik z mnóstwem zieleni i spiewajacych ptakow,by za chwile wyjść na teren przypominający postapokaliptyczna wizje przyszłości jakiegoś pisarza fantasy rodem z Mad Maxa 2.
              Tak mniej więcej wygladal szlak pomiędzy Pontevedra ,a Padron.Zgubilem się w myślach.Zapomnialem o Paulinie,Holendrze i grupie Niemiecko-amerykanskiej.Moze swiadomosc nieuchronności celu,który był za pasem wprawil mnie w taki pesymizm.Przeciez jeśli osiagne cel,nastepna okazja do wedrowki będzie tylko ta pomiędzy fabryka,a domem.Monotonna i nudna,a tu dzieje się wszystko.Karmie wszystkie swoje zmysły tym co dzieje się wokół mnie,a w lepszy nastroj wprawia mnie tylko myśl,ze do Santiago jeszcze sporo drogi do zrobienia.
           W pewnym momencie na drodze pojawia się grupa pielgrzymow.Sa za mna i przede mna.Jakby zeszli się każdy ze swojego szlaku w jeden i teraz nim podążamy razem.Nie widze swoich znajomych.Moze sa gdzies z tylu?Poczulem się raźniej wsrod innych.Teraz nie ide sam,ale przecież nigdy nie szedłem sam.


               Padron jest urokliwe w swej malosci.(Tylko 9 tysiecy zamieszkujących ja ludzi)za to wielkie w swej historii.To tu jak mowi legenda zostały przywiezione relikwie Sw.Jakuba oraz jak informuje mnie znajomy niemiec tu odbyla się pierwsza msza.Wskazuje palcem na wzgórze,ale nic o tym nie czytałem,a wzmianka Niemca nie ma  w sobie jakiejś nuty podniecenia.Melduje się w schronisku.Spotykam Pauline.Twarz ma wyczerpana,ale uśmiecha się,bo mowi ,ze idzie na obiad i jeśli lubie osmiornice to mogę się przylaczyc.Nie lubie,wiec zostaje.W holu mijamy Niemca,a Paulina tylko sztucznie się usmicha w powitalnym geście.Ta historia chyba się nie skończy.



Padron

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz