Droga Sw.Jakuba
Pontevedra – padron, cz.9
Nie pisze o miejscach,zostawiam
historie,niejednokrotnie wazna dla odwiedzanego miasta czy miasteczka.Moje
opisy sa bardzo pobierzne,ale to z tego względu na to,ze staram się skupiać na
danych odczuciach ,z konkretnej chwili.O Porto czy Santiago de Compostella
napisano cale tomy publikacji, po co wiec marnować uwagę czytelnika na karty
dziejow tych miejsc skoro to co ważne dzieje się w nas samych.Poza tym w
zasadzie zajmuje się przedstawianiem historyjek w postaci nastepujacych po
sobie ilustracji(wielu nazwie to uprawianiem komiksu,ale upieram się ,ze określenie
opowieść graficzna nieraz bardziej pasuje, zwazywszy na fakt o czym jest
historia,która rysuje)
Nie rozwinalem w opisie samej
drogi pomiędzy odcinkami,a przecież ona jest wazna.Nieraz jest to po prostu
iscie same w sobie.Czasem wypelnione wspominaniem momentow z zycia,rozmowami z
ludzmi czy odtwarzaniem napotkanych sytuacji.Jesli ktoś się spodziewal wybujałych
w szczegółach oszalamiajacych nakreslen cudow przyrody napotkanych na szlaku
rodem z Krzyzakow Sienkiewicza,to się myli.Owszem.Przyroda potrafi zaskoczyć swym pięknem,ale
wielokrotnie mamy w myślach wygląd zapuszczonych wsi i nieprzyjaznych
widokow.Takich,które sprawiają,ze człowiek ma ochote po prostu znaleźć się z
powrotem w domu przed laptopem i wlaczajac go nakarmić się czyms bardziej
pozytywnym na ekranie.Takimi miejscami bywaly opuszczone fabryki z zardzewiałymi
kanistrami po benzynie,straszącymi swymi szkieletami budynkami kompleksow przemyslowych
dawno zapomnianymi.Zastanawialo mnie czemu szlak idzie tedy?Nieraz przechodzilo
sie przez malowniczy zagajnik z mnóstwem zieleni i spiewajacych ptakow,by za
chwile wyjść na teren przypominający postapokaliptyczna wizje przyszłości jakiegoś
pisarza fantasy rodem z Mad Maxa 2.
Tak mniej więcej wygladal szlak pomiędzy
Pontevedra ,a Padron.Zgubilem się w myślach.Zapomnialem o Paulinie,Holendrze i
grupie Niemiecko-amerykanskiej.Moze swiadomosc nieuchronności celu,który był za
pasem wprawil mnie w taki pesymizm.Przeciez jeśli osiagne cel,nastepna okazja
do wedrowki będzie tylko ta pomiędzy fabryka,a domem.Monotonna i nudna,a tu
dzieje się wszystko.Karmie wszystkie swoje zmysły tym co dzieje się wokół mnie,a
w lepszy nastroj wprawia mnie tylko myśl,ze do Santiago jeszcze sporo drogi do
zrobienia.
W pewnym momencie na drodze pojawia się
grupa pielgrzymow.Sa za mna i przede mna.Jakby zeszli się każdy ze swojego
szlaku w jeden i teraz nim podążamy razem.Nie widze swoich znajomych.Moze sa
gdzies z tylu?Poczulem się raźniej wsrod innych.Teraz nie ide sam,ale przecież nigdy
nie szedłem sam.
Padron jest urokliwe w swej
malosci.(Tylko 9 tysiecy zamieszkujących ja ludzi)za to wielkie w swej
historii.To tu jak mowi legenda zostały przywiezione relikwie Sw.Jakuba oraz
jak informuje mnie znajomy niemiec tu odbyla się pierwsza msza.Wskazuje palcem
na wzgórze,ale nic o tym nie czytałem,a wzmianka Niemca nie ma w sobie jakiejś nuty podniecenia.Melduje się w
schronisku.Spotykam Pauline.Twarz ma wyczerpana,ale uśmiecha się,bo mowi ,ze
idzie na obiad i jeśli lubie osmiornice to mogę się przylaczyc.Nie lubie,wiec
zostaje.W holu mijamy Niemca,a Paulina tylko sztucznie się usmicha w powitalnym
geście.Ta historia chyba się nie skończy.
Padron |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz