Droga Sw.Jakuba
Santiago de Compostella ,cz.10
Kolejny poranek i znow
dreszcz podniecenia przed kolejnym odcinkiem,ale już nie tak silny i
ekscytujacy,bo wiem ,ze 20 km dalej jest cel mej podrozy.Sniadanie;jajko
sadzone ,bulka z dżemem i kawa.Malo,ale w plecaku mam jeszcze prowiant z
wczoraj.Niemal przez cala droge jest sucho.Spotykam po drodze pojedynczo
idących znajomych,ale tylko tych ,których mijałem wieczorami w schroniskach,gdy
rozlokowani w pokojach udawaliśmy się na kolacje.Kazdy z osobna pragnal wyciszenia.Nikt
nie zabiegal o towarzystwo.Byli mi nieznani,a ja im.Z nimi nie wymieniałem
pogladow,nie rozmawiałem o sporcie czy wyglądzie miasteczek,które wspólnie,lecz
z osobna odwiedzaliśmy po drodze.Oni pozostali bezimienni.
Pozdrawiamy się ,bo każdy widzi obok
siebie towarzysza wspólnej wedrowki,cięższej czy lżejszej,w deszczu czy w
upale.Czasem człowiek przyjezdza tu po wyciszenie i to pragnie otrzymać.Nie
trzeba się wpychać na sile ze spoufalaniem i zaprzyjaźnianiem.
Wynurzam się z pod wzniesienia,aby
znow zanurkować w kolejna sciezynke wijaca się wśród drzew i zarosli.Gdy
wychynam glowe na powierzchnie jak spragniony powietrza pływak znad poziomu
wody widze w oddali wieze katedy w Santiago.A wiec jestem blisko.Zostaje jakies
trzy kilometry.Wieze sa niewyraźne,ale da się wyczuć wyjatkowosc tego
miejsca.Znow nurkuje w zarosla.Droga wije się tu niczym waz.Kawalek ide wzdłuż
torow kolejowych.Ktos,jakiś pielgrzym idzie również przede mna,a i za mna
kroczy dwóch.
W końcu wynurzam się caly na
powierzchnie,bo jestem na przedmieściach.Robi się coraz gęściej od
pielgrzymow.Jestem zmeczony,ale szczęśliwy.Widze na ich twarzach wyraz podobnej
radości z nuta zawodu,ze to już.Inni pojada jeszcze do Finisterry,na
wybrzeże,ale ja już nawet nie mam funduszy,aby pojechać z nimi.So long – mowi –
CQ z Karoliny polnocnej,gdy spotykamy się na jednej z uliczek na starowce.Nie
chcą tracic czasu i jada jeszcze do Finisterry.Podroznik się zawsze spieszy,by
moc zobaczyć ile się da.It was a great trip.I hope we meet again one day.Ale
nie spotkaliśmy się więcej.Szkoda.
Spotkalem za to Holendra.Stal w
kolejce w punkcie wydawania Testimonium.Potem otrzymawszy nasze certyfikaty(poświadczenia
odbycia pielgrzymki jak kto woli,choć brzmi to raczej jak powod przymusowej
wycieczki z klasa do nielubianego przez wszystkich muzeum szkla,albo
porcelany.)Udalismy się do jednej z magicznych kawiarenek mieszczącej się w
wąskiej uliczce miasta.Ubawilo go,gdy przeczytałem swoje imie na Testimonium
pisane po lacinie.Christophorum,brzmiało jak masc na hemoroidy,a on nie chcial pokazac swojego mowiac ze jest
gdzies gleboko zakopany w plecaku i nie chce go pomietolic przy wyjmowaniu.Saczyl
piwo przybierając poze najedzonego i wypoczętego sołtysa z jakiejś polskiej
zabitej dechami dziury czując chyba
ciagle przewagę kulturowa nade mna.Przebylismy taka sama droge(choc on pewnie
pomagal sobie komunikacja miejska),podobnie stopy puchly nam ze zmeczenia,ale
on wydawal się czuc lepszy i gorowac nad innymi swa holenderskoscia.Pomimo
tego,ze tak samo wylewaliśmy pot, on uwazal pewnie,ze na jego sciezce ktoś rozwinal
czerwony dywan(specjalnie dla niego ),a on zaszczycil innych swa osoba
stawiając stopy na nim podczas, gdy stopy reprezentantow innych
narodow(gorszych w jego mniemaniu)były mniej swiete niż jego.
Może rzeczywiście był sołtysem na
jakiejś holenderskiej wsi,a nie jak mowil wlascicielem pola kempingowego?Ale co
tam.Potem rozeszliśmy się.Ja do schroniska.On do wynajętego(jasnie panicz)pokoju
w hotelu.
Pauliny również nie spotkałem.Pamietam
tylko,ze za nasz ostatni obiad w restauracji,który razem jedliśmy zaplacila
ona.O czym nie wiedziałem.Pewnie to miała być niespodzianka i jakas forma
podziękowania za wspólne lekcje angielskiego i spędzenie czasu razem.Gdy po
posiłku podszedłem zaplacic,kelner powiedział ,ze już zapłacone.Milo z twojej
strony Paulina.
Na drugi dzień zwiedzam Santiago.Chodze
uliczkami.Robie zdjęcia.Mysle o tym co się zdarzylo w podrozy,ale moja uwagę od
myśli odwracają bryloczki,krzyżyki i inne duperele,które maja omamić turystow swym
wątpliwym blogoslawienstwem.Ma to ich przekonać,ze
to ten ,a nie inny jest tym ,którego dotknal sam Jezus.Przewaznie wykonane sa z
tandetnych materiałów i nie grzeszą pieknoscia.Miasto kipi gwarem rozmow i
tloku,wiec uciekam jak najdalej.
Chce się wyspowiadać.Kilka grzesznych myśli
się nazbieralo w czasie drogi.W katedrze wspaniala msza z ogromnym rozbujanym kadzidłem.Ide wzdłuż nawy,szukam kenfesjonalu
z flaga mojego ojczystego kraju,ale nie znajduje.Goruja angielski,niemiecki
francuski.To co chciałbym powiedzieć księdzu byłoby czyms osobistym(zawsze
jest),czyms co wyrazić moglbym jedynie w swoim ojczystym jezyku,ale musze to
zachować dla siebie,bo polskojęzycznego kaplana tu nie uświadczysz.Moze był,ale
zbyt się spiesze ,aby go szukac.Jeszcze tyle ulic w miescie ,zakamarków,zakatkow
zostało,aby je odkryc.A to jest chyba ważniejsze i to wygrywa z potrzebami ducha.
Wracam do domu.
Nad moim biurkiem widnieje mapa
Europy.Zaznaczam na niej miejsca ,które już odwiedziłem.Po wedrowce,kiedy na
swiezo ,z piachem we włosach i opalenizna na ramionach usiadłem za
biurkiem,pierwsza mysla jaka mi przeszla przez glowe było pytanie;Co ja tu
robie majac na myśli miejsce mego zamieszkania,Przeciez zycie jest tam skad
wrocilem.I rzeczywiście,przez moment nie moglem zrozumieć,ze musze wrocic do
codzienności.Codziennych porannych kaw i platkow owsianych,spotykanych po
jednostajnej drodze do pracy sasiadow,mowiac im należyte dzien dobry,tego co
musze ,a nie co chce,pobudek o jednostajnej 6 rano,do zycia bez uniesien gdzie
każdy dzień jest tak samo mdly jak poprzedni,a swiadomosc kolejnego takiego
samego mdłego dniach nazajutrz nie nastraja optymistycznie .Najgorsza jest
jednak swiadomosc ,ze tracimy cos ważnego,poczucie przygody, godząc się na
smutne i szare zycie za co nagroda jest pare pensow na emeryturze i iluzja
bezpieczeństwa doczesnej egzystencji.
Pamietam,ze te iluzje przygody zycia
znikly gdzies w mrokach moich dziejow gdzies pomiędzy;jeszcze jestem
chłopcem,ale za chwile mezczyzna.Przeciez nie tak to miało wygladac(idealista).Mialem
doswiadczac codziennie innych doznan.Mialem spotykać innych ludzi i odwiedzać
inne miejsca.Byc tu i tam,a na końcu napisac o tym ksiazke lub narysować
komiks.Pewnie kiedys to zrobie.
Koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz