Poranna kawa w kantynie.
Jak co rano przekraczam próg zakładu odbijając
wcześniej swoją kartę z nazwiskiem w maszynie przed wejściem. Zanim trafię na
swoje stanowisko, zachodzę jeszcze do kantyny napić sie kawy, posiedzieć, nastawić
się na dzień pracy.Tu jest już jak zwykle w tej samej zadumanej pozie mój
kolega A.Siedzi w oddali z nogą założoną na nogę i nerwowo zerka raz to na
zegar to za szybę przez, którą widać zakładowy parking świdrując wzrokiem inne ciekawostki dziejące
się za oknem.W nawyku ma już dodatkowe trzy łyżeczki cukru, które dosypuje do
swojego kubka z kawą z maszyny.Jest za dziesięć ósma.Przysiadam się.Zwykle
rozmawiamy o filmie, wymieniamy szybkie, trywialne treści odnośnie weekendowej
ramówki telewizyjnej oraz czemu Orson Welles nakrecił o jeden film zbyt mało i
czemu jego kariera potoczyła się tą,a nie inną drogą.Dziś jednak, kolega A
poruszony jest wyjątkowo kwestią szeroko głośną ostatnio w mediach.Z jego
twarzy można wyczytać głębokie zaniepokojenie brexitem, który ma się wkrótce
stać faktem.Co będzie potem?Jak wiele zakładów upadnie?Jak wielu ludzi straci
pracę?No i najważniejsze; czy on sam wyjdzie z tego cało i bez szwanku?
- Ej,Chris - zagaduje mnie jakby wszystko
to o czym mówimy było objęte klauzulą poufności najwyższego stopnia.- Miałem
kumpla - mówi ściszonym głosem, przewracając oczami szukając jakby pluskwy,
schowanych za kontuarem przyczajonych patrzących oczu. Zniża głos by się nie
zdradzić, nie narazić komuś, by nie musieć być osądzonym, napiętnowanym za to
co zaraz powie. Z Afryki,był,No wiesz murzyn, rozumiesz?-tłumaczy mi jakbym
nadal nie rozumiał. On nie lubił białych, wróżył nam szybki koniec.Mówil,że
czarni wykończą białych pewnego dnia, już niedługo.Widzę już po jego minie i nerwowym
zachowaniu jak przy okazji tematu brexitu wychodzą na powierzchnie inne jego lęki,
długo skrywane, schowane, tłamszone:ksenofobia, nietolerancja, strach przed niepewną
przyszlością i inne.Nic się nie zmienia.Znam go tyle lat.
Jest za pięć ósma. Kolega A przekłada
nogę za nogę, poprawia się na krześle, dosypuje jeszcze lyżeczkę cukru do kawy
i ciągnie dalej:
- Gdy go zapytałem, no wiesz tego
murzyna- mówi- jak oni chcą to zrobić znaczy wykończyć nas, białych, odparł
wskazując na słoiczek z cukrem, który nosi za pazuchą (w razie by kawa z
automatu była niewystarczająco słodka).Tym właśnie, cukrem- trumfalnie wskazuje
na swój trzymany w dłoni - I on ma rację, wiesz Chris?Pociągnął łyk kawy po
czym wypalił z krzesła wyrzucony prawdopodobnie wysokim ładunkiem glukozy we
krwi po dawce, którą sobie zprezentował i zaraz znalazł się znów przy
automacie.Murzyni - ciągnie dalej konspiracyjnie - kontrolują cukier na świecie.
W Afryce są potężne plantacje cukru,zasypią nas ,zobaczysz,zasypią, wykończą-
denerwuje się.Rozgląda nieufnie i zerka wokół czy ,aby za stołem ustawionym na środku
pomieszczenia nie siedzi ktoś i nie podsłuchuje, nie notuje tego co on mówi. Za
chwilę w jego dłoni pojawia się nowy dymiący kubeczek.Automat wydaje resztę. Zerka
na mnie porozumiewawczo po czym ściszonym głosem dodaje:
-Nie lubie czarnych.Krzywi się.
-Czarnych kaw? – pytaniem, obracam to
niejako w żart,bo wiem co ma na myśli. Jakby chcąc rozładować, ugłaskać jego
rasistowskie nastawienie podsycane lękiem i trwogą o jutro.Uśmiecha się w
odpowiedzi porozumiewawczo mrużąc oczy i dosypując sobie do nowej kawy jeszcze
trzy dodatkowe łyżeczki cukru ze słoiczka zza pazuchy po czym wychodzi z
kantyny.
Koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz